Kiedy tylko odwróciła się od Taryn, uśmiech zamienił się w grymas. Kobieta dobrze wiedziała, jak obrazić kogoś za pomocą komplementu.
Kiedy Lacey wróciła do swojego sklepu, starszy mężczyzna czekał już przy ladzie. Drugi klient, mężczyzna w ciemnym garniturze, przyglądał się półce z żeglarskimi antykami, które Lacey zamierzała zlicytować na jutrzejszej aukcji. Chester z uwagą się im przyglądał. Z daleka czuła płyn po goleniu mężczyzny.
–Za moment do pana przyjdę – zawołała do nowego klienta i szybko wróciła na tył sklepu, gdzie czekał na nią starszy mężczyzna.
–Wszystko dobrze z pani ręką? – zapytał ją.
–Jak najbardziej – zerknęła na małe zadrapanie na dłoni, które już przestało krwawić. – Przepraszam, że tak nagle pana zostawiłam. Musiałam… – ostrożnie dobierała słowa – się czymś zająć.
Lacey postanowiła, że nie da wytrącić się z równowagi. Przejmowanie się przytykami Taryn było jak gol do własnej bramki.
Lacey weszła za ladę i zauważyła, że mężczyzna położył na niej stłuczoną figurkę.
–Chciałbym ją kupić – oznajmił.
–Ale jest potłuczona – odparła Lacey. Ewidentnie próbował naprawić szkody, mimo że naprawdę nie miał powodu do winy.
–Mimo wszystko, chcę ją kupić.
Lacey zaczerwieniła się. Mężczyzna był niewzruszony.
–Przynajmniej spróbuję ją naprawić, dobrze? – powiedziała. – Mam tu kropelkę i…
–Nie trzeba – przerwał jej. – Nie chcę jej naprawiać. Widzi pani, teraz jeszcze bardziej przypomina mi o żonie. Miałem to pani powiedzieć, kiedy ten samochód narobił tyle hałasu. Była pierwszą niepełnosprawną baleriną Royal Ballet – podniósł figurkę pod światło i zaczął nią obracać. Światło odbijało się od prawej ręki, która mimo tego, że była złamana i wyszczerbiona w łokciu, dalej wyglądała na elegancko wyciągniętą. – Tańczyła z jedną ręką.
Brwi Lacey wystrzeliły w górę, a szczęka opadła w dół.
–Żartuje pan!
Mężczyzna energicznie pokiwał głową.
–Przysięgam! Rozumie pani? To był znak od niej.
Lacey musiała przyznać mu rację. Ona też miała swojego ducha, ojca, którego szukała, więc zwracała szczególną uwagę na znaki od wszechświata.
–Czyli ma pan rację, musi pan ją zabrać – odpowiedziała Lacey – ale nie mogę przyjąć za nią pieniędzy.
–Na pewno? – zapytał zaskoczony mężczyzna.
Lacey uśmiechnęła się szeroko.
–Na pewno! Żona wysłała panu znak. Figurka należy do pana.
Mężczyzna wyglądał na poruszonego.
–Dziękuję pani.
Lacey zaczęła pakować figurkę w papier.
–Zrobię wszystko, żeby nie traciła już więcej kończyn, dobrze?
–Widzę, że organizuje pani aukcję – powiedział mężczyzna i wskazał na plakat, który wisiał na ścianie nad jej ramieniem.
W przeciwieństwie do ręcznie robionych plakatów na ostatnią aukcję Lacey, ten wyglądał całkiem profesjonalnie. Był udekorowany morskimi motywami, łódkami i mewami, a jego krawędzie miały przypominać niebiesko-białe kraciaste chorągiewki, na punkcie których Wilfordshire najwyraźniej miało obsesję.
–Zgadza się – powiedziała Lacey, a jej serce rosło z dumy. – To moja druga aukcja. Tym razem z samymi marynistycznymi antykami. Sekstanty, kotwice, teleskopy. Mam kilka prawdziwych perełek. Może chciałby pan przyjść?
–Może przyjdę – odpowiedział z uśmiechem.
–Włożę ulotkę do pana siatki.
Lacey podała mężczyźnie jego drogocenną figurkę przez ladę. Podziękował jej i wyszedł ze sklepu. Przyglądała się mu, rozemocjonowana historią, którą jej opowiedział. Dopiero wtedy przypomniała sobie, że nie jest w sklepie sama.
Spojrzała w stronę drugiego klienta. Ale mężczyzna zniknął. Wyszedł po cichu, zanim miała szansę dowiedzieć się, czego szukał.
Lacey podeszła, żeby sprawdzić, czemu się przyglądał. Na dolnej półce szafki były pudła pełne antyków, które miała sprzedać na jutrzejszej aukcji. Napisany przez Ginę znak mówił: „Nie na sprzedaż. Wszystkie przedmioty zostaną zlicytowane podczas aukcji”. Poniżej nabazgrała czaszkę i skrzyżowane piszczele, najwyraźniej myląc motyw morski z pirackim. Lacey miała nadzieję, że klient zauważył znak i pojawi się na aukcji, żeby licytować przedmiot, który go zainteresował.
Podniosła karton z przedmiotami, których jeszcze nie wyceniła i zaniosła go do biurka. Kiedy po kolei wyciągała przedmioty i układała je na ladzie, poczuła falę ekscytacji. Jej poprzednia aukcja była niesamowita, jednak nieco przyćmił ją fakt, że próbowała złapać mordercę. Tym razem będzie mogła w pełni się nią cieszyć. I w końcu będzie miała szansę, żeby przetestować swoje nowe umiejętności. Dosłownie nie mogła się doczekać!
Kiedy złapała odpowiedni rytm wyceniania i katalogowania przedmiotów, przerwał jej hałaśliwy dzwonek telefonu. Lekko zirytowana tym, że jej praca została przerwana – najprawdopodobniej przez jej melodramatyczną młodszą siostrę, Naomi, i jej kolejny wychowawczy kryzys – Lacey spojrzała na leżący na ladzie telefon. Ku jej zaskoczeniu na ekranie zobaczyła numer Davida, swojego byłego męża.
Przez moment Lacey przyglądała się ekranowi telefonu z oszołomieniem. Poczuła, że zalewa ją fala sprzecznych emocji o sile tsunami. Od rozwodu nie zamieniła ani słowa z Davidem – w przeciwieństwie do swojej matki – i wszystkie sprawy załatwiali przez adwokatów. A teraz sam do niej dzwoni? Lacey nie miała pojęcia, co mogło go do tego skłonić.
Wbrew swojej intuicji odebrała telefon.
–David? Wszystko w porządku?
–Przeciwnie – w słuchawce rozległ się jego ostry głos, rozdmuchując miliony wspólnych wspomnień w głowie Lacey jak osiadły kurz. Napięła wszystkie mięśnie, gotowa na cios.
–Tak? Co się stało?
–Nie dostałem twoich alimentów.
Lacey wywróciła oczami tak bardzo, że ją zabolały. Pieniądze. Oczywiście. O co innego mogło chodzić Davidowi? Jedną z bardziej absurdalnych rzeczy, jeśli chodzi o ich rozwód, był fakt, że Lacey, zarabiająca znacznie więcej, płaciła byłemu mężowi alimenty. Faktycznie, pieniądze były rzeczą, która była w stanie przekonać go, żeby się nią skontaktował.
–Przecież ustawiłam płatność w banku – powiedziała Lacey. – Powinna być automatyczna.
–Cóż, najwyraźniej Brytyjczycy inaczej rozumieją słowo „automatyczna” – powiedział wyniośle – bo pieniądze nie dotarły na moje konto, a tak się składa, że dzisiaj mija termin! Masz natychmiast skontaktować się z bankiem i rozwiązać tę sytuację.
Brzmiał jak apodyktyczny nauczyciel. Lacey nie zdziwiłaby się bardzo, jeśli zakończyłby swoją przemowę słowami „ty nieroztropna dziewczynko”.
Mocniej zacisnęła dłoń wokół telefonu. David nie może zajść jej za skórę. Nie dzisiaj, nie dzień przed aukcją, na którą tyle czekała.
–Dziękuję za genialną sugestię, Davidzie – odpowiedziała i wsadziła telefon między ucho a ramię, żeby wolnymi rękami zalogować się do swojego konta w banku. – Nigdy sama bym na to nie wpadła.
Na jej słowa nie padła żadna odpowiedź. David pewnie nigdy nie słyszał, jak używa sarkazmu i stracił wątek. Obwiniała o to Toma. Angielskie poczucie humoru jej wybranka zdecydowanie było zaraźliwe.
–Nie traktujesz tego poważnie – odparł David, kiedy w końcu był w stanie.
– A powinnam? – zapytała Lacey. – To po prostu pomyłka w banku. Pewnie załatwię to przed końcem dnia. Faktycznie, już widzę, mam powiadomienie – kliknęła na małą, czerwoną ikonę i otwarła wiadomość. Przeczytała ją na głos. – „W związku z nadchodzącym świętem wszystkie płatności planowane na niedzielę i poniedziałek zostaną wykonane we wtorek”. Aha, widzisz. Wiedziałam, że to nic takiego. Święto – powiedziała i spojrzała na tłum ludzi, przewijający się przed oknem. – Miałam wrażenie, że jest dzisiaj spory ruch.
Mogła praktycznie usłyszeć jak David zgrzyta zębami.
–Tak się składa, że bardzo mi to nie na rękę – warknął. – Mam rachunki do zapłacenia, wiesz o tym.
Lacey spojrzała na Chestera, jakby szukając wsparcia w tej niesamowicie męczącej wymianie zdań. Podniósł łeb z łap i spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.
–Czemu Erica nie pożyczy ci kilku milionów do końca miesiąca?
–Eda – poprawił ją David.
Lacey dokładnie znała imię nowej narzeczonej Davida. Jednak po tym, jak ona i David zaręczyli się w rekordowo szybkim czasie, razem z Naomi zaczęły nazywać ją Dzika Erica i teraz Lacey myślała o niej tylko w ten sposób.
–I nie – mówił dalej – nie będzie pożyczać mi pieniędzy. Kto w ogóle powiedział ci o Edzie?
–Moja matka wspomniała o niej przy kilku czy tam kilkudziesięciu okazjach. Dlaczego w ogóle dalej rozmawiasz z moją mamą?
–Jest moją rodziną od czternastu lat. Z nią się nie rozwiodłem.
Lacey westchnęła.
–Nie. Może masz rację. I co dalej? Ploteczki i wspólny manicure?
Teraz to ona się z nim drażniła, ale nie mogła się powstrzymać. Całkiem nieźle się bawiła.
–Nie bądź śmieszna – powiedział David.
–Ona nie jest czasem dziedziczką sieci salonów piękności? – zapytała niewinnie Lacey.
–Jest, ale nie musisz z tego żartować – stwierdził David tonem, na którego dźwięk Lacey oczyma wyobraźni zobaczyła jego minę pełną dezaprobaty.
–Po prostu zastanawiam się, czy jest rzecz, którą możecie robić we trójkę.
–Nie zastanawiasz się, tylko żartujesz z tego.
–Mama mówiła, że jest młoda – zmieniła temat Lacey. – Dwadzieścia lat. Z jednej strony trochę mało jak na faceta w twoim wieku, ale przynajmniej ma całe dziewiętnaście lat, żeby zdecydować, czy chce mieć dzieci. W końcu trzydzieści dziewięć lat to dla ciebie ostateczny termin.
Kiedy tylko wypowiedziała te słowa, zrozumiała, jak bardzo pasowałyby do Taryn. Wzdrygnęła się na samą myśl. Może nie miała nic przeciwko temu, żeby podłapać niektóre z zachowań Toma, ale na pewno nie zamierzała upodabniać się do Taryn!
–Wybacz – wymamrotała. – Nie musiałam tego mówić.
Oboje zamilkli na chwilę.
–Po prostu wyślij mi moje pieniądze, Lace.
W słuchawce rozległa się cisza.
Lacey z westchnieniem odłożyła telefon. Nie zamierzała pozwolić, by ta rozmowa wytrąciła ją z równowagi – choć trzeba przyznać, że było to wyzwanie. David należał już do przeszłości. Tu, w Wilfordshire, zbudowała dla siebie zupełnie nowe życie. Poza tym związek Davida i Edy był szczęściem w nieszczęściu. Po ich ślubie mogłaby przestać płacić Davidowi alimenty i rozwiązała ten problem na dobre! Jednak doświadczenie podpowiadało jej, że to narzeczeństwo może się sporo przeciągnąć.
О проекте
О подписке