Strasznie chciałabym mieć córeczkę… ale taką maciupcią… ot, tycią… z jasnymi włoskami i niebieskimi oczkami… codziennie inaczej bym ją ubierała… bo te chłopaczyska to mi się już sprzykrzyły.
Nawet nie wiem, po co ich przynoszą… bociany!… Ha! ha! ha!
Jakże to śmieszna ta bajka!
No, i Ma urządziła wszystko.
Zaprosiła pana Henryka w moje imieniny na obiad, bo Pa już przedtem upewnił się co do ciotek.
Nigdy tego dnia nie zapomnę, nigdy.
Prawie nie spałam całą noc, tylko myślałam, myślałam, jak to będzie, i strasznie mi się płakać chciało.
A rano bardzo stróż froterował podłogę w saloniku i w jadalnym, a Rozalia ze stróżką i Ma robiły porządki.
Nie, nie mogłam się wziąć do niczego; napisałam tylko dwa meldunki, bo rewirowy22 przyszedł, i jeden kwit na komorne.
Ma kupiła mi na imieniny śliczny fular23 na suknię, a Pa dał mi po cichu dwadzieścia pięć rubli, żebym sobie co kupiła.
Tak czekałam tego obiadu!
Musiałam z Ma iść na mszę do Karmelitów.
Ale nie mogłam się modlić, bo naprawdę, co zaczęłam czytać modlitwy, to mi się ukazywała twarz pana Henryka, a przy tym tak zmarzłam!
W domu już zastałam listy od koleżanek i ogromny bukiet kwiatów, ale bez biletu.
Ubrałam się zaraz w tę nową suknię, w której raz tylko byłam w teatrze; ogromnie mi w niej dobrze.
Taka byłam czerwona, że musiałam się dobrze przypudrować.
A tak mi serce biło, że to coś okropnego…
Przyszedł zaraz po dwunastej!
Jak tylko zadzwonił i Ma przez dziurkę od zatrzasku24 zobaczyła, że to on, zabrała Zdzisia i poszła do kuchni.
Zostaliśmy tylko ze Stokrotkami.
I zaraz zaczął mi winszować, a potem mówił tak gorąco… tak mnie po rękach całował… że strasznie się bałam, żeby kto nie wszedł, no i nawet jeszcze nie zdążył uklęknąć ani całować… a Ma już weszła… a potem Pa, a potem ciocia ze Zdzisiem.
Uciekłam i tak beczałam w swoim pokoju… że aż Ma przyszła po mnie.
I stało się.
Przy obiedzie piliśmy wino szampańskie, upiłam się trochę, a potem siedzieliśmy już sami w saloniku i… tak mnie cało… Dziwna, ale te dawniejsze to… nie były takie jakieś straszne.
Wieczorem były jego wszystkie trzy ciotki!
Stare, poważne, ale takie wielkie damy!… Tak mi się wciąż przyglądały, że ciągle byłam pąsowa, byłyby zostały na kolacji, ale Stokrotki pogryzły się z mopsem najstarszej ciotki, że ledwie ich pan Henryk rozdzielił.
Ja wiem, to Zdziś je poszczuł na siebie.
W tej chwili była służąca od ciotki Ani, tej z mopsem, pytać się, czy tutaj nie ma pana Henryka, bo nie był już u nich od wczoraj!…
Śmieszne te ciotki. I tak od zaręczyn codziennie przychodzi służąca od którejś z ciotek z narzekaniem, że nie był już cały dzień.
Mniejsza z tym.
Otóż, jak tylko wtedy ciotki wyszły, Pa zabrał pana Henryka do swojego gabinetu.
Strasznie byłam zmęczona i poszłam do swojego pokoju, położyłam się na otomance25, a przez drzwi wszystko było słychać, co Pa mówił, i – słyszałam.
Długo milczeli, musiała Rozalia przynosić im wino, bo słyszałam brzęk kieliszków. Już usypiałam, kiedy Pa chrząknął i powiada:
– Chciałem z panem pomówić szczerze o różnych różnościach.
Pan Henryk coś mówił, ale tak cicho, że nie słyszałam ani słowa.
– Bo, psiakość nóżki baranie, jak się jest młodym, to tam różne rzeczy świtają w głowie, różne mrzonki: swoboda… nędza… całość… jeszcze kieliszek, co? Wyborne, co? Mówię panu, nie ma, jak litewski.
Było się młodym i rozumie się młodość, ale jak się człowiek żeni, stwarza rodzinę, zostaje obywatelem, to uważa kochany pan, psiakość nóżki baranie, powinno być ze wszystkim basta, na czysto!
Skończy pan medycynę, weźmie się pan do praktyki, ożeni, a praca, dobrobyt, porządek, sumienność, oto są nasze ideały, co mówię, oto ideały wszystkich porządnych ludzi na świecie, i lojalność… tak, lojalność, psiakość nóżki baranie, głową muru nie przebijesz, a żyć się musi. Uważa kochany pan, a żyć się musi – jeszcze kieliszek, co? Uważa pan, zielony lak z siedemdziesiątego roku. Pyszności wino. Mam tu jeszcze niezły zapasik, to dam wam połowę na wasze gospodarstwo.
Pan Henryk dziękował, słyszałam nawet, jak się całowali.
Ja bardzo kocham Pa, ale nie lubię, jak mnie całuje, bo tak zawsze bucha od niego piwo.
– Więc chciałem ci tak, panie Henryku, po ojcowsku, szczerze powiedzieć. Pluń na mrzonki i głupstwa, zostaw to tym półgłówkom i oberwańcom. Rozsądek, kochany panie, rozsądek, to fundament społeczeństwa – na tym świat stoi! – i tego nam potrzeba jak najwięcej. Żona, dzieci, praktyka, to pole do pracy, szerokie pole do zacnej, poczciwej, obywatelskiej pracy, to ci mówię ja, Jan Gwalbert. Rozalia! przynieś nową butelkę… Więc jesteś na czysto? – zapytał.
– Ależ najzupełniej, daję panu słowo honoru.
Znowu się całowali.
A ja kiedyś tak się bałam o niego i nieraz taka byłam zła, że zajmuje się jakimiś głupstwami!
Rozalia przyniosła wino, a Pa zamknął drzwi na korytarz i cicho mówił:
– Jeszcze jedna butelka i jedno pytanie.
Nie dosłyszałam wszystkiego, a tylko to:
– …grzeszki, no, co to pan wie, a ja rozumiem…
Nie wiem, co odpowiedział pan Henryk, śmiali się tylko bardzo głośno.
– Bo jak mnie widzisz, ja, Jan Gwalbert, ja, mąż, ojciec i obywatel, mogę ci dopomóc, jeślibyś tego, psiakość nóżki baranie… potrzebował… Młode winko, panie kochany, musi wyszumieć… no, co?
Ale pan Henryk energicznie się czegoś wypierał.
A potem Pa mówił ciszej.
– Było się młodym i wcale niczego… uważasz, panie kochany… nie jedna, psiakość nóżki baranie, nie dwie… ho, ho, i ja byłem Farysem26, a jakże, a jakże, a szczególniej ostatnia, Frania! Bruneta, biust jak materace na sprężynach, wspaniała, frontowa dziewczyna… mówię ci, tak chudłem, że moja narzeczona bała się, czy suchot nie mam. Ha! ha! psiakość nóżki baranie, ale trzeba było się rozstać i powiedzieć, że się żenię. Uważa pan kochany, to rzuciła na mnie stołkiem, co? Smok, nie kobieta, widuję ją czasem na ulicy… ale…
Nie słyszałam już więcej, bo zaraz wyszli…
To dopiero ten Pa, nigdy bym nie przypuszczała… a wydaje się taki, że ja za niego robię meldunki…
Aha! teraz rozumiem dopiero, dlaczego Ma odprawiła Joasię, a Pa cały tydzień sypiał w swoim gabinecie.
Naprawdę, ale ci mężczyźni to coś okropnego.
Już ja pana Henryka będę dobrze pilnowała, mnie nie oszuka, oho!
Ma mnie woła.
15 marca
Ma i Pa się gniewają o podróż naszą do Włoch.
Trzy dni nic nie pisałam, bo w domu takie kwasy, nie mówią ze sobą i Rozalia ściele Pa w gabinecie.
Ale nam za to nikt nie przeszkadza; chociaż taka korzyść.
Dzisiaj przyniósł pan Henryk próbki na całe ubranie wiosenne.
Wybrałam mu sama, bo to, co miał na sobie, strasznie mi się nie podobało… Musiał się ostrzyc, teraz wygląda bardzo ładnie, a jeszcze w tym płaszczu ani podobny do dawnego.
Bardzo szykowny teraz!
Muszę skończyć! Otóż, zaraz w niedzielę po oświadczynach były urzędowe zaręczyny!
Prawdziwy bal!
Muzyka: skrzypce i fortepian. Na fortepianie grała jakaś daleka nasza kuzynka, zjadła za to kolację i mama jej dała starą salopę27. Bo to takie biedactwo!
I tyle gości, tyle gości!
Był i ksiądz Tolo, i radca Malinowski z córkami! Nie cierpię ich, brzydkie, napuszone, stare i tak nosy do góry zadzierają.
Ja byłam ubrana w białą suknię, ale wysoko zapiętą, bo Ma nie pozwoliła mi nawet małego dekolte28 zrobić! Pan Henryk przyszedł we fraku, ale tak mu niedobrze w tym, że musiał iść i przebrać się w mundur.
A potem ciotki, wujaszkowie, znajomi, koleżanki moje; zaprosiłam tylko Cesię i Nacię, bo te jeszcze jako tako się ubierają.
Tyle ludzi, że nie mogli się pomieścić w salonie.
I aż na cztery stoliki grali w karty!
Zdziś dostał nowy garniturek; stróża Ma ubrała w stary frak Pa, żeby drzwi otwierał, a lokaja wynajęła…
Naprawdę, miał taką minę, jakby gdzie u hrabiów służył.
A jaka kolacja!
Nawet ksiądz mówił do Ma, że nigdy podobnej nie jadł, a on przecież znać się musi na tym…
Była sarna, bażanty, ryby, lody, cukry29, owoce i tak tego wszystkiego było dużo, tak Ma poczciwa nic nie żałowała, że na każdą osobę wypadło po całym ananasie – naprawdę, po całym ananasie.
A przed kolacją ksiądz Tolo nas pobłogosławił i rodzice też, i ciotki, i tak się spłakałam, bo… potem ciotka Hortensja dała mi te kolczyki brylantowe… pan radca Malinowski miał śliczną mowę, nic nie słyszałam… patrzyłam w lustro, jak się skrzyły kolczyki…
Panowie tak pili!…
A potem tańce…
Pa tak się u…, że tylko chodził i śpiewał, i chciał wszystkie panny całować, aż go Ma zabrała… Spał u lokatorów na drugim piętrze. A Zdziś, jak się dorwał do tortu, to zjadł pół piramidy z naszymi cyframi i tak się rozchorował, że aż pan Henryk musiał chodzić do apteki po lekarstwo.
I bawiliśmy się do dziesiątej rano.
Strasznie byłam szczęśliwa, strasznie!
A rano pan Henryk, jak już odchodził… odprowadziłam go do przedpokoju… to… już nie zważał, że Ma stoi w drzwiach, tylko tak mnie ca…
Było ciemno, to może i nie widziała…
Naprawdę, ale zaręczyny to znacznie przyjemniejsze niż taki zwyczajny bal.
16 marca
Taki mróz na dworze, ale pan Henryk mówi, że i tak ślizgawki nie będzie, że zaraz puści. Szkoda, mam taki śliczny kostium! Umyślnie na ślizgawkę Ma mi kupiła.
Wieczorem
Jakie śmieszne są te ciotki pana Henryka!…
Siedzimy dzisiaj z nim przy obiedzie; dzwonią. Kto taki? Służąca ciotki Sylwii… i weszła do jadalnego z ogromnym futrem, pewnie jeszcze po dziadku, i powiada, że pani przysyła i prosi, żeby się Henryczek ubrał na ulicę, bo dzisiaj mróz, a Henryczek wyszedł tylko w palcie.
Służące mówią mu „Henryczek”!
Muszę ja to wszystko zmienić.
Jutro musimy z panem Henrykiem złożyć wizyty tym ciotkom.
18 marca wieczorem
Byliśmy dopiero dzisiaj, bo wczoraj padał taki deszcz, że wyjrzeć nie można było…
Ledwie żyję i tak mi jest niedobrze, tak niedobrze, że…
Byliśmy u tych sławnych ciotek!
Boże, znowu mi tak… chyba ja nie umrę! a mam tyle sukien nowych, narzeczonego, kolczyki brylantowe… to by było okropne…
Najpierw pojechaliśmy do ciotki Ani.
Zaraz, muszę sobie przypomnieć; ciotka Ania to ta z mopsami, na Kruczej; ciotka Jania z papugą, na Hożej; i ciotka Sylwia z wychowanicą, na Nowym Świecie.
Przyjeżdżamy do ciotki Ani, dom chyba dwa razy większy od naszego, tylko na schodach czuć psami, że to coś okropnego.
Była w domu, podziękowaliśmy jej, naprawdę nie wiem, za co.
Siedziałam jak na szpilkach. Poczęstowała nas czekoladą i biszkoptami, a ten jej okropny mops cały czas warczał na mnie i wyszczerzał zęby.
A na odchodnym ciotka powiada:
– Zażyjcie, dzieci, po pigułce homeopatycznej30, taki czas wilgotny! To zrobi dobrze.
Zażyliśmy, co było robić. Już wychodzimy, a służąca niesie coś dużego w papierze.
– To dla was, moje dzieci, sama haftowałam!
Podziękowaliśmy i wyszli, ja byłam rozczulona wprost, ale pan Henryk się uśmiechał.
Pojechaliśmy na Hożą do ciotki Jani.
Dom drewniany, stary, ale ogromne place pod ogrodem.
To młodsza ciotka, ucałowała nas, ale niewiele można było mówić, bo z dziesięć papug i te tak się darły, że pan Henryk musiał się z nimi witać. Poczęstowała nas czekoladą z biszkoptami!
Ogromnie miła staruszka, tylko znowu kazała nam zjeść po kawałku cukru z jakimiś kroplami od reumatyzmu i dała jakąś dużą paczkę.
– Weźcie, dzieci, to ja, ciotka wasza, sama robiłam.
Już mi się robiło jakoś gorąco, ale pan Henryk powiada:
– Odwagi, panno Halo, jeszcze jedna, musimy odbyć tę pańszczyznę…
Ciotka Sylwia! Otworzyła nam drzwi jakaś panienka, która od razu rzuciła się na szyję panu Henrykowi!…
Tego to nie lubię… żeby…
Siedzieliśmy, a za chwilę znowu wnoszą czekoladę z biszkoptami!…
Jezus, aż mnie zamroczyło! Bo ja bardzo lubię czekoladę… ale raz dwie filiżanki, drugi raz dwie, tego już za wiele…
Ale musiałam pić, ciotka tak prosiła.
A tak mnie oglądała, że ciągle byłam w pąsach…
– Kto ci robi suknie?
Powiedziałam.
– Fuszerka i brak gustu, będziesz od dzisiaj ubierała się u mojej magazynierki31!
Nie śmiałam się odezwać.
– Kto cię czesze?
– Ja sama, a czasem Ma mi pomaga.
– Źle, zupełnie źle. Zdejm kapelusz!
Zdjęłam i aż mi się płakać chciało…
A ona zawołała służącej, zawołała też wychowanicę32 i do spółki mnie przeczesały, wyglądałam, że to coś okropnego, jak czupiradło… a do tego tak mi się zrobiło niedobrze… że prawie uciekłam, ale ciotka Sylwia dała mi znowu cały pakiet czegoś…
– Weź na nowe gospodarstwo. Ubieraj się, gdzie ci mówię, czesz się inaczej i niech cię Bóg ma w swojej opiece.
A potem to pocałowała pana Henryka i ta wychowanica całowała pana Henryka, i służąca całowała pana Henryka, i już nie wiem, kto…
Ledwiem przyjechała do domu…
Trochę mi przeszło.
Ma powiada, że to te lekarstwa ich.
Dostałam trzy poduszki haftowane na kanwie, trzy patarafki33 pod lampę, trzy czapeczki włóczkowe na szkło od lampy i trzy abażury.
Żebym mogła, tobym w tej chwili wyrzuciła na śmietnik.
Wprost obrzydliwe!
Ale już ja nigdy do nich nie pójdę.
To rodzinka, co?
Nawet w teatrze takich śmiesznych nie widziałam.
19 marca
Od wczoraj piekło, Ma nie daje spokoju… wciąż idzie szturm o Włochy…
Boże, na czym się to skończy! Muszę iść spać, późno.
Do widzenia, kwitnące pomarańcze!
A jeśli nie pozwoli?
Ale… dałaby mu Ma nie pozwolić!…
Warszawa, 20 marca
Jedziemy do Włoch!
Naprawdę, jak kocham Pa i Ma, jedziemy do Włoch.
Tak się tym cieszę, że wprost szaleję z radości.
Muszę iść powiedzieć o tym Naci i napisać panu Henrykowi, żeby przyszedł.
Boże, jaka ja jestem szczęśliwa!
A jeszcze przed godziną myślałam, że umrę z rozpaczy… że się otruję, naprawdę tak myślałam… Esencja octowa34 jest w kredensie, a w „Kurierku” często piszą o takich otruciach…
Ciekawam, jakbym wyglądała po śmierci w trumnie?… Ubraliby mnie w białą suknię, w welon, mnie bardzo dobrze w białym kolorze z welonem… przymierzałam suknię ślubną Józi… i w kwiatach, całe masy kwiatów… i pan Henryk w żałobie, zapłakany… Ma płacze, Pa płacze i Zdziś, i ciocia Cesia, i Stokrotki… i księża… i znajomi… i śpiewy!…
Nie chcę, bo mi się już na płacz zbiera.
A jedziemy do Włoch.
Pa długo nie chciał, wykręcał się i tłumaczył to brakiem pieniędzy, to znowu, że nie można zostawiać na Boskiej Opatrzności domu, Zdzisia, Stokrotek i cioci… ale się Ma zamknęła z nim w sypialnym…
Co to było! Co to było! Sądny dzień! Piekło, rozpacz… śmierć! Straszną godzinę przeżyłam! To dziwne, że nie osiwiałam, bo podobno w takich chwilach ludzie siwieją?
Siedziałam w jadalnym, a tak się wszystko we mnie trzęsło, jak wtedy, gdy mi się miał oświadczyć pan Henryk…
Jaki on był wtedy śliczny! jak cudownie mówił: „Henio Halę kocha, kocha na śmierć, kocha na całą wieczność!”
Tak to lubię, że musi mi to powtarzać codziennie…
Z pewnością, ale żadnej pannie nikt się jeszcze tak cudownie nie oświadczał!
Siedziałam cichutko! Stokrotki wlazły mi na kolana i tak czekaliśmy we troje w strasznej niepewności, aż tu słyszę głos Ma:
Бесплатно
Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно
О проекте
О подписке