Kate przetrwała jakoś pierwsze dwie lekcje, choć nastrój nie poprawił się jej ani trochę. Poczuła ulgę, kiedy odezwał się dzwonek i nadeszła pora lunchu. Wreszcie mogła spotkać się z przyjaciółkami.
Stała w kolejce razem z nimi w zatłoczonej stołówce i starała się nie przyglądać zbytnio ofercie jadłospisu. Była dość paskudna. Nicole, jako wegetarianka, miała najtrudniejsze zadanie, wybierając sobie coś do jedzenia. Dziś wzięła ziemniaczane gofry z fasolką. Dinah i Amy załapały się nieco lepiej, wziąwszy tikka masala z kurczaka z ryżem. Kate sądziła, że curry wygląda nieco za tłusto, ale Dinah, nieco większa od pozostałych dziewcząt, nic sobie z tego nie robiła, jako że była wysoka i proporcjonalnie zbudowana. Amy była chuda jak patyk i mogła chyba zjeść wszystko, na co przyszła jej ochota, nie przybierając na wadze. Nicole zdawała się trzymać formę tylko dzięki swej wybrednej diecie.
Kate zdecydowała się w końcu na sałatkę. Choć wiedziała, że szyderstwa mamy na temat jej wagi są bezpodstawne, to odnosiła wrażenie, że gdyby udało jej się zrzucić tych kilka dodatkowych funtów, mama nie traktowałaby jej tak ostro.
– Dziewczyno – powiedziała Dinah, kiedy zobaczyła jej talerz. – Nie mów, że tylko to jesz. Dziś masz, cholera, urodziny! Weź przynajmniej deser!
Kate opadła na swoje miejsce.
– Tony powiedział, że jeśli zobaczy mnie na lunchu to postawi mi ciastko – powiedziała.
Pozostałe trzy dziewczyny wyszczerzyły zęby i spojrzały po sobie. Kate poczuła się nieco głupio, kiedy o tym wspomniała.
– Mój Boże! – powiedziała nagle Nicole.
Wszystkie przestały chichotać i obejrzały się, by sprawdzić, na co spogląda.
Na stołówkę wchodził właśnie zachwycający chłopak.
– Ach – powiedziała Kate, obróciwszy się również. – To Elijah. To nowy z ostatniej klasy. Dołączył jakiś miesiąc temu.. Słyszałam, jak Madison o nim opowiadała.
– Ten boski chłopak chodzi po szkole już cały miesiąc, a ja dopiero teraz go widzę? – powiedziała Nicole bez odrobiny goryczy w tonie głosu. Wydawała się jakby zahipnotyzowana, jakby nie mogła oderwać od niego oczu.
Dinah’ie również zdawał się przypaść do gustu.
– Kurczę, rzeczywiście. Ma w sobie to coś, czym emanował Leonardo di Caprio w Titanicu.
– Lecz złowieszczego – wymamrotała Nicole. – Mrocznego i złowieszczego.
Kate przyjrzała się mu ponownie. Elijah był niezwykle atrakcyjny. Ale z tego co usłyszała, kiedy Madison opowiadała o nim mamie, był samotnikiem. Nigdy jakoś nie trzymał się z nikim. Madison spróbowała wciągnąć go do swojej kliki, kiedy pojawił się w szkole jakiś miesiąc temu, ale odniósł się niechętnie do jej starań, co Madison przyjęła, jako zniewagę. Zdecydowała wobec tego, że jest dziwakiem i nie zasługuje na jej uwagę.
Rzeczywiście wydawał się nieco niedostępny. W gruncie rzeczy, był to pierwszy raz, kiedy Kate zobaczyła go w stołówce. San Marcos była dużą szkołą, ale ktoś taki jak Elijah nie ginął łatwo w tłumie. Zaczęła zastanawiać się, dlaczego nie widywała go częściej.
– Pamiętacie, co mówiłam o balu? – powiedziała Nicole. – Cofam moje słowa. W jednej chwili olałabym was, gdyby znaczyło to, że pójdę tam razem z nim!
Wszystkie zaczęły się śmiać. Znaczy, prócz Kate. Obserwowała Elijaha, przyglądając się sposobowi, w jaki poruszał się, idąc przez tłum. Miał taki lekki chód, dzięki któremu wyglądał jakby niemal płynął. Jego ruchy były pełne wdzięku, jakby każdy krok był elementem układu tanecznego. Był po prostu fascynujący.
Właśnie w tym momencie odwrócił głowę, jakby wyczuł, że ktoś go obserwuje. Ich spojrzenia spotkały się w zatłoczonej stołówce. W tej jednej chwili Kate poczuła, jak jej ciało owładnęło doznanie, jakiego jeszcze nigdy w życiu nie doświadczyła. Jakby poraził ją prąd, jakby każde zakończenie nerwów w jej ciele rozgorzało ogniem.
Stół Kate minęła grupka młodszych dzieciaków, zasłaniając widok.
Kiedy ją minęli, Elijaha już nie było.
Wyciągnęła szyję, starając się zobaczyć, jak wychodzi przez drzwi, w których stronę był jeszcze przed chwilą zwrócony, ale nie spostrzegła go nigdzie. Znikł.
– Dziewczyny – powiedziała do swych śmiejących się przyjaciółek – widziałyście to?
Spojrzały na nią zdezorientowane.
– Co takiego?
– Elijaha. Był tam w jednej chwili, a potem znikł zupełnie.
Spoglądała wciąż w miejsce, w którym stał jeszcze chwilę temu. W żaden sposób nie mógł tak szybko opuścić stołówki.
– Elijah – roześmiała się Nicole, chwytając się wymownie za serce. Potem spojrzała na Kate z udawaną wrogością. – Wiesz co, będziemy bić się o niego. Pięści, rwanie włosów, drapanie pazurami, cały ten kram.
Dziewczęta roześmiały się ponownie, lecz Kate nie dołączyła do nich. Jej spojrzenie utkwiło w miejscu, gdzie przed chwilą stał Elijah. W głowie kotłowały się różne myśli.
Czego była właściwie świadkiem?
Kate szła z dziewczętami zatłoczonymi korytarzami, pogrążona w myślach. Kotłowały się wciąż w jej głowie. Pozostałe dziewczęta nie mogły zrozumieć, co nią tak wstrząsnęło. Za każdym razem, kiedy uparcie powtarzała, że Elijah dosłownie znikł na jej oczach, znajdowały jakąś wymówkę. Miała już dość starania się, by ją zrozumiały i skończyło się na tym, że wyszła z lunchu naburmuszona.
Kiedy szkolne zajęcia dobiegły końca, żołądek Kate odzywał się burczeniem. Tego dnia zjadła jedynie jogurt, sałatkę i kilka czekoladek z pudełka ofiarowanego jej przez Dinah’ę. Pełen napięcia ranek, szybka jazda rowerem do szkoły i niesamowite zniknięcia Elijaha, wszystko to sprawiło, że poczuła się słabo i miała zawroty głowy.
Odpięła rower i próbowała jechać do domu, upewniwszy się, że jest w stanie to zrobić: nie chciała się przewrócić. Jej pełna książek i prezentów torba była ciężka, sprawiając, że jazda rowerem była jeszcze bardziej wyczerpująca.
Słońce nie prażyło już tak boleśnie o trzeciej po południu i znad oceanu powiewała chłodna bryza. W oddali widziała góry Rattlesnake Canion Parku. Był jednym z jej ulubionych miejsc. Uwielbiała przebywać na łonie natury, jej ciszę i piękno. Lubiła jeździć tam w weekendy i rozmyślać o życiu. Miejsce to zawsze przypominało jej, jaki świat jest wielki, że jej domowy los jest jedynie niewielkim skrawkiem doświadczenia, jakie świat ma jej do zaoferowania.
Tylko czy kiedykolwiek miała ujrzeć ten świat? Nie mając ukończonych studiów, jak mogłaby wieść życie, którego dla siebie pragnęła? Nie mogła znieść myśli o tym, że kolejny rok spędzi tkwiąc w Kalifornii, sprzątając domy bogatych ludzi, podobnie jak jej mama; przykuta do jej boku niczym cień. To nie było w porządku! Dlaczego musiała zarabiać na opłacenie prywatnych zajęć Madison? Pod względem pracowitości Madison nie sięgała Kate do stóp; w gruncie rzeczy, jej siostra chciała iść na studia, by poznać chłopaków.
Kate zdecydowała zatem, że musi znaleźć sposób, by odłożyć nieco zarobionych przez siebie pieniędzy i zaoszczędzić na bilet lotniczy na Wschodnie Wybrzeże i pewnego dnia po prostu zniknąć. Wyglądało to na radykalne rozwiązanie jej problemów, ale jaki inny wybór jej pozostał?
Kate zamyśliła się tak bardzo, że nie spostrzegła przed sobą grupki ludzi do chwili, aż praktycznie zderzyła się z nimi. Byli uczniami ostatniej klasy i zajmowali cały chodnik i drogę, wykrzykując i popychając się w panującym chaosie. Kate miała już skręcić i wyminąć ich, kiedy zdała sobie sprawę, że ktoś był między nimi. Jakiś chłopak, poturbowany i popychany przez wszystkich niczym piłka plażowa, odbijał się od kolejnych chłopaków. Zauważyła jego ciemne włosy i delikatne rysy twarzy. Był to Elijah.
– Hej! – krzyknęła, wciskając hamulce tuż przed bandą. – Zostawcie go!
Jeden z chłopaków odwrócił się i spojrzał na nią spode łba.
– Jedź dalej, dziecino – powiedział szydzącym tonem. – Nie sądzę, aby twój chłopak chciał być ratowany przez dziewczynę.
Właśnie wtedy Kate udało się przyjrzeć bliżej Elijahowi. Spoglądał spod przymrużonych powiek. Miał rozdarcie na ramieniu, na koszulce. Ale nawet kiedy chłopcy zignorowali Kate i ponownie zaczęli poniewierać go w tę i tamtą stronę, nie bronił się.
– Elijah! – krzyknęła. – Broń się!
Wtedy spojrzał na nią, jakby zobaczył ją po raz pierwszy w życiu, ale dalej nie stawiał oporu. Nie mogła tego zrozumieć.
Kate jednak nie zamierzała pozwolić, by dokopali Elijahowi tylko z powodu jakiegoś głupiego męskiego przekonania, że dziewczyny nie mogą wybawiać ich z kłopotów. Miała rower, co znaczyło, że jest szybsza i mogła użyć go w roli tarana.
Odpięła plecak, ciężki, wypchany książkami i zamachnęła się nim. Zaatakowała bandę, uderzając plecakiem jednego z napastników.
– Hej! – krzyknął, potykając się do przodu. – Wyluzuj, wariatko.
Nie wydawał się zbyt poruszony, choć Kate miała nadzieję, że próbuje zachować twarz w oczach swoich kumpli.
Może postąpiła głupio, atakując bandę chłopaków jedynie torbą i rowerem, ale owładnęła nią jakaś moc, coś w rodzaju instynktu obronnego gęsi strzegącej swego potomstwa. Stanęła naprzeciw prześladowców Elijaha w sposób, w jaki chciałaby, żeby Madison stanęła po jej stronie wobec tyranii jej mamy.
Zawróciła i przyspieszyła, jadąc na nich najszybciej, jak potrafiła, sprawiając, że rozbiegli się na wszystkie strony.
– Co to za szajbuska? – powiedział jeden do drugiego, ustępując jej z drogi.
– Czy to nie siostra Madison? – odparł inny, śmiejąc się na widok wymachującej plecakiem Kate.
– Pfu, ohyda – powiedział ten pierwszy. – Ale przecież Madison jest gorąca. Ta musi być jakaś adoptowana, co nie?
Podkręcona ich ordynarnymi komentarzami, zaatakowała powtórnie. Walnęła plecakiem kolejnego chłopaka tak mocno, że tym razem ten zatoczył się na innego. Obydwaj padli na ziemię, jeden na drugim.
Próbując zachować twarz, zaczęli się rozpraszać niczym banda dzieciaków pozostawiających loda irytującej, nieustępliwej osie. Najwyraźniej uświadomili sobie, że zrobi z ich napaści na Elijaha większą sprawę, niż był tego wart.
Kate oddychała ciężko z wysiłku i niepokoju, choć krążyła w niej również odrobina adrenaliny powodowanej poczuciem triumfu. Spojrzała gniewnie na odchodzących chłopaków, idących niespiesznie ulicą, po czym odwróciła się w kierunku Elijaha.
Ale Elijaha już nie było.
– Hej – krzyknęła głośno Kate. Drań mógł przynajmniej zaczekać i jej podziękować.
Wyciągnęła szyję i rozejrzała się wokoło, próbując dostrzec, gdzie poszedł. Ale im dłużej się rozglądała, tym bardziej oczywisty stawał się fakt, że w żaden sposób nie miał tyle czasu, by zniknąć jej z oczu. Po tej stronie drogi nie było żadnych domów, ani sklepów, do których mógłby wejść, tylko skalista, górska spłacheć po jednej stronie ulicy i stromy spadek w dół w kierunku dachów domów stojących przy kolejnej ulicy poniżej. Dokąd poszedł?
Rozejrzała się wokół, mrużąc oczy przed ostrym słońcem, ale nie było go nigdzie widać. Potem dostrzegła postać tuż u podnóża wzniesienia, idącą pełnym gracji, idealnym krokiem, po którym rozpoznała, że to Elijah. Nie miała pojęcia, jak udało mu się zajść tak daleko w tak krótkim czasie. Chciała zrzucić to na karby adrenaliny, która zmąciła jej postrzeganie, ale zaczęło ją ogarniać dziwne uczucie. Było dokładnie takie samo, jak wcześniej na stołówce. Była pewna, że Elijah potrafi pokonywać dużą odległość szybciej, niż to możliwe.
Kate nie była pewna, co sprawiło, że rzuciła się za nim w pogoń. Może dlatego, że skończyła siedemnaście lat i nie miała ochoty zajmować się tymi wszystkimi bzdetami; czuła jednak, że zasługuje na odrobinę wdzięczności za narażanie się na niebezpieczeństwo. Kiedy spuszczała manto tamtym chłopakom, zgniotła pudełko czekoladek od Dinah’y. Słodka, różowa maź sączyła się z nich teraz i rozlewała wewnątrz plecaka. A wydanie Romea i Julii miało ogromne zagięcie wzdłuż okładki.
Zaczęła pedałować w kierunku Elijaha. Ulica była długa i gdzieniegdzie całkiem stroma. Kate musiała jedynie nachylić się i pozwolić, by grawitacja nadała jej rozpędu w dół wzgórza. Zazwyczaj jeździła powoli i ostrożnie, nie szukała emocji. Dobrze było jednak poczuć wiatr we włosach, kiedy tak gnała w dół wzgórza.
– Hej! – krzyknęła, kiedy wydało jej się, że Elijah jest już w zasięgu.
Odwrócił się i spojrzał na nią zdziwiony. I ponownie, kiedy ich spojrzenia się spotkały, Kate doznała dziwnego wrażenia. W oczach Elijaha kryło się takie przejęcie, taki rodzaj udręczonego spojrzenia. Gdyby oczy rzeczywiście były zwierciadłem duszy, dusza Elijaha byłaby przedwcześnie postarzała.
Oszołomiona tymi doznaniami, które wciąż tętniły w jej ciele, wcisnęła hamulce ręczne. Ale jechała o wiele szybciej, niż zazwyczaj, jej rower był już stary, hamulce nieco zużyte i nie zadziałały tak szybko, jakby chciała. Praktycznie leciała, zbliżając się do końca ulicy z szaleńczą prędkością. Na końcu, z czego zdała sobie sprawę z trwogą, znajdowała się autostrada.
Serce Kate zaczęło walić mocno, kiedy uświadomiła sobie, że nie ma mowy, by zdążyła zatrzymać się w porę. Zmierzała wprost na szeroką drogę.
Czas jakby zwolnił boleśnie, kiedy uświadomiła sobie, że mknie ku nieuniknionemu, niepowstrzymanemu końcowi, że za chwilę umrze. Jej rower minął znak stopu, jej zużyte hamulce zapiszczały, pozostawiając wokół smród palonej gumy. Potem przeleciała wprost przez białe oznakowanie na drodze – wprost pod koła przejeżdżających samochodów.
Dostrzegła kamper zmierzający wprost na nią. Zauważyła spojrzenie przerażonego kierowcy – i wtedy poczuła uderzenie.
Jej ciało grzmotnęło w kampera. Nie poczuła żadnego bólu, ale wiedziała, dzięki ogłuszającemu chrzęstowi, że coś złamała. Całkiem możliwe, że wszystko.
Klakson samochodu zaryczał, kiedy odbiła się od szyby czołowej, przetaczając się w górę, potem w dół, w poprzek maski. Jej rower wystrzelił w powietrze, po czym spadł na ziemię. Sturlała się z maski kampera i uderzyła o ziemię głową.
Jej widok przesłoniły ciemne gwiazdy. Rower wylądował tuż obok niej, rozpadając się na kawałki przy uderzeniu o twardy asfalt. Kate poczuła odrętwienie, metaliczny smak krwi.
Ale ból nie nadszedł. Wiedziała, że jest źle. Źle, gdyż nie mogła się poruszyć. Źle, bo nic nie czuła.
Głowa Kate przekręciła się na bok i jej oczom ukazał się mieniący się w oddali ocean. Słyszała, jakby z końca długiego tunelu, odgłos hamujących samochodów, zatrzaskujących się drzwi i krzyczących ludzi. Czuła zapach benzyny, metalu i gumy, i czegoś, co płonęło.
Wtedy, w tym chaosie, zobaczyła przed sobą twarz Elijaha i poczuła, jak wziął ją w ramiona. Mówił coś do niej, ale nie mogła zrozumieć jego słów. Był przejęty, a na jego twarzy widniała panika.
Tuż zanim jej wzrok ogarnął mrok, pomyślała, że widzi kły wystające z jego ust. Nie mogła poruszyć się, nie mogła nawet krzyknąć. Wtedy pojawiło się to wrażenie czegoś ostrego, gorącego i mokrego na jej szyi. Była tego pewna.
A potem świat zniknął.
Бесплатно
Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно
О проекте
О подписке