Morgana postawiła wazę rosołu na stole. Ali-Baba zasiadł do stołu i, pijąc rosół, wyjrzał na podwórze przez otwarte okno.
– Czemuż to muły stoją dotąd na podwórzu? – spytał Morgany. – Przecież kupiec miał o świcie wyruszyć na targ ze swoją oliwą?
– Nie każdy kupiec jest kupcem – odrzekła Morgana. – Te miechy skórzane, które widzisz na mułach, są właściwie trumnami. W każdej takiej trumnie skórzanej znajduje się jeden zbójca. Wszystkich więc zbójców było trzydziestu siedmiu. Tylko ostatni trzydziesty ósmy miech zawierał oliwę. Ów zaś kupiec, który u nas nocował, był kapitanem zbójców i na pewno chciał ciebie zabić.
– Wytłumacz mi to wszystko, bo nic nie rozumiem! – zawołał Ali-Baba, przestając jeść rosół.
Morgana opowiedziała mu wszystko, co się tej nocy stało, a potem dodała:
– Nie chciałam ciebie niepokoić, więc dotąd nie opowiadałam ci o tym, że dwa razy ktoś twój dom naznaczył kredą i czerwonym ołówkiem. Zobaczyłam te znaki i zrobiłam podobne na innych domach, aby w ten sposób pomylić tego, co by chciał twój dom po owych znakach poznać. Teraz jestem pewna, że to owi zbójcy dom twój naznaczyli.
– Morgano! – zawołał Ali-Baba. – Uratowałaś mi życie! Pragnę cię za to nagrodzić. Ponieważ jesteś niewolnicą, daruję ci wolność. Od tej chwili jesteś mi wolną i równą!
Morgana podniosła oczy, pełne łez, i szepnęła:
– Jam ci uratowała24 życie. Tyś mnie obdarzył wolnością. Wolność droższa mi jest niż życie. Nagroda, którą mi dałeś, jest większa stokroć niż moje zasługi.
Abdalla sprzątał pokój przyległy i słyszał całą rozmowę. Gdy Ali-Baba wyszedł z pokoju, Abdalla zbliżył się do Morgany ze czcią i z podziwem.
– Wolna jesteś? – zapytał.
– Wolna – odrzekła Morgana głosem wzruszonym.
– Cieszysz się? – pytał dalej Abdalla, który był niewolnikiem.
– Cieszę się – szepnęła Morgana.
– Przyglądam się ja tobie – rzekł Abdalla – i dziwuję się i nadziwować się nie mogę! To jedno słowo: wolność – zmieniło cię nie do poznania. Stałaś się daleko piękniejsza, oczy twoje nabrały blasku, głos twój brzmi śpiewniej, a ramiona wznoszą się co chwila, jakby czuły skrzydła na sobie.
I Abdalla tak się jej zaczął przyglądać, tak ją podziwiał i tak oczy przy tym rozszerzał, że Morgana w końcu zaśmiała się głośno i wesoło.
Tymczasem kapitan wrócił do Sezamu. Czuł się samotny i opuszczony. Kochał bowiem wszystkich zbójców – i wszystkich naraz utracił. Usiadł na pniu malachitowym w głębi jaskini i mówił sam do siebie:
„Samotny muszę kryć się i chować!
Już kapitanem nie jestem wcale,
Bo nie mam zbójców, ukrytych w skale,
I nie mam komu kapitanować!…
Po dzikich drogach, wśród drzew szelestu,
Będę się błąkał nocą i ranem!
Zgromadzę nowych zbójców czterdziestu,
Aby znów zostać ich kapitanem!
Lecz pierwej zemstę wykonać muszę,
A zemsta będzie krwawa i sroga!
Klnę się na moją zbójecką duszę,
Że własnoręcznie zabiję wroga!”
Kapitan głęboko zamyślił się nad tym, jak ma teraz zemstę wykonać.
Po chwili przyszła mu do głowy jakaś dobra myśl, bo uśmiechnął się i powiedział:
– Plan, który teraz obmyśliłem, na pewno mi pozwoli zemścić się za moich trzydziestu siedmiu zuchów.
Kapitan przystąpił natychmiast do wykonania swego planu. Zgolił wąsy i brodę, tak że nikt by go poznać nie mógł. Przebrał się za kupca drogocennych kamieni. Wziął na plecy worek brylantów, topazów, rubinów i turkusów i poszedł do miasta.
Wynajął w mieście sklep na rynku, zapełnił sklep drogocennymi kamieniami i ogłosił w całym mieście, że się nazywa Hussen.
Zdarzyło się tak, że obok sklepu Hussena znajdował się sklep młodego Seffala, siostrzeńca Ali-Baby. Matka i ojciec Seffala od dawna umarli. Ali-Baba bardzo kochał swego siostrzeńca i, zdobywszy bogactwa, zbudował dla niego sklep z dywanami.
Hussen wkrótce zaznajomił się ze swoim sąsiadem i, dowiedziawszy się, że jest siostrzeńcem Ali-Baby, właściciela pałacu, starał się z nim zaprzyjaźnić. Miał bowiem nadzieję, że z pomocą Seffala przedostanie się do pałacu, jako jego przyjaciel.
Obydwaj tak siebie wzajem25 polubili, że Hussen miał nawet zamiar namówić Seffala, aby został zbójcą. Lecz odłożył ten zamiar na potem, bo chciał przede wszystkim wykonać zemstę.
Nikt nie wiedział o tym, co zaszło w domu Ali-Baby, bo Morgana kazała zwłoki trzydziestu siedmiu zbójców pogrzebać w ogrodzie, wśród gęstych krzaków. Ali-Baba żył więc spokojnie, wdzięczny Morganie za wszystko, co dotąd uczyniła.
Hussen często bardzo zapraszał Seffala do swego mieszkania na uczty sute i wspaniałe. Seffal chciał w końcu i Hussena w domu swym uczcić, ale pokoik, w którym mieszkał, był tak mały, że trudno było w nim ucztować. Dlatego też Seffal poszedł pewnego dnia do pałacu swego wuja – Ali-Baby i rzekł:
– Mam przyjaciela, bogatego i szlachetnego Hussena. Wyprawił dla mnie tyle wspaniałych uczt, że pragnę teraz choćby jedną ucztę z kolei dla niego wyprawić. Pokój mój jest tak mały, że trudno w nim ucztować. To też chciałem cię prosić, abyś wyprawił ucztę dla mego przyjaciela w swoim pałacu.
Ali-Baba chętnie się na to zgodził i nazajutrz Seffal z Hussenem przyszli do pałacu.
Gdy wszyscy zasiedli do stołu, Hussen nagle powiedział:
– Przepraszam cię, szlachetny wuju mego przyjaciela, ale nie będę jadł potraw, które dla mnie kazałeś przyrządzić.
– Czemu? – spytał Ali-Baba.
– Nie jadam wcale soli – odparł Hussen – a przypuszczam, że w twoim domu, jak we wszystkich innych, kucharka soli każdą potrawę.
– Łatwo temu zapobiec! – zawołał Ali-Baba. – Pójdę sam do kuchni i powiem kucharce, aby zrobiła dla ciebie potrawy bez soli.
Ali-Baba pobiegł do kuchni i rzekł do Morgany:
– Morgano! Przygotuj dla mego gościa potrawy osobno – bez soli.
– Dlaczego? – spytała Morgana, bardzo zdziwiona tą wiadomością.
– Dlatego, że gość mój soli nie jada – odpowiedział Ali-Baba.
– Dziwi mnie to bardzo! – zawołała Morgana. – Soli nie jada się tylko w domu swego wroga, nie zaś w domu przyjaciela. Może ten gość uważa ciebie za swego wroga?
– Nie! – odpowiedział Ali-Baba. – Gość mój jest przyjacielem wielkim mego siostrzeńca Seffala. Jest to bogaty i szlachetny kupiec i nadzwyczaj mi się podoba.
– Dobrze – rzekła Morgana – podam mu potrawy bez soli.
Ali-Baba wrócił do pokoju, gdzie czekali na niego Hussen i Seffal. Po chwili Morgana przyniosła półmiski, pełne wonnego i smacznego jedzenia. Jedne potrawy stawiała przed Ali-Babą i Seffalem, a drugie bez soli – przed Hussenem.
Morgana pilnie i badawczo przyglądała się Hussenowi i zauważyła od razu nóż, ukryty na jego piersiach, bo koniec rękojeści tego noża z lekka przedarł mu ubranie i połyskiwał tak, jak mały złoty guzik.
Gdy uczta była skończona, Morgana sprzątnęła ze stołu i wyszła. Wówczas Hussen postanowił zemstę swoją wykonać. Począł więc pić wino i wołał co chwila:
– Kto mnie lubi – ten ze mną wypije.
Chciał bowiem spoić Ali-Babę i Seffala i potem pijanego Seffala zmusić do tego, aby zabił po pijanemu swego wuja. Po zamordowaniu wuja zamierzył zwerbować Seffala na rozbójnika.
Ale w chwili, gdy Ali-Baba i Seffal pili piętnasty czy też szesnasty kielich wina, drzwi pokoju rozwarły się na oścież – i weszła Morgana, a za nią Abdalla z bębenkiem, otoczonym dzwonkami.
– Czy pozwolisz mi, Ali-Babo, zatańczyć przed gościem mój najpiękniejszy taniec? – spytała Morgana.
– Tańcz! – zawołał Ali-Baba. – Taniec twój na pewno rozweseli mego gościa.
Abdalla uderzył ręką w bębenek. Bębenek zabębnił, dzwonki zadzwoniły. Morgana z lekka zakołysała się w biodrach i uniosła ręce do góry.
Abdalla mocniej w bębenek uderzył i Morgana zaczęła pląsać. Przebierając niepostrzeżenie nogami, przeginała się zręcznie to w jedną, to w drugą stronę. Załamywała ręce, to znowu podnosiła je w górę i łączyła nad głową.
Hussen udawał, że jest zachwycony tańcem Morgany, ale w głębi duszy niecierpliwie wyczekiwał chwili, kiedy Morgana przestanie tańczyć i wyjdzie z pokoju. Morgana tymczasem przerwała taniec i rzekła:
– Teraz chcę pokazać naszemu gościowi inny taniec z mieczem, daleko ładniejszy od pierwszego.
– Dobrze! – zawołał Ali-Baba. – Pokaż nam taniec z mieczem, bo jest to najpiękniejszy taniec na świecie.
Abdalla podał Morganie miecz i znów zabębnił i zadzwonił.
Morgana z mieczem w ręku wirowała po pokoju. Potem nagle stanęła, jakby się na kogoś zaczaiła. Błyskając mieczem, to zbliżała się do Hussena, to oddalała się od niego. Aż niespodzianie, zbliżywszy się do gościa, uderzyła go mieczem w piersi tak celnie, że Hussen zachwiał się i martwy zsunął się na ziemię.
– Coś uczyniła? – zawołał Ali-Baba. – Jak mogłaś zabić mego gościa?
– I mego najlepszego przyjaciela? – dodał Seffal.
Morgana wyjęła miecz, ukryty na piersi Hussena, pokazała go Ali-Babie i rzekła:
– Nie był to ani gość, ani przyjaciel, ale ten sam zbójca, który niegdyś u nas nocował. Od razu go poznałam, chociaż zgolił wąsy i brodę. Od razu też spostrzegłam miecz, ukryty na jego piersi. Przyszedł tutaj, aby zabić ciebie, Ali-Babo.
– Morgano! – zawołał Ali-Baba. – Po raz wtóry uratowałaś mi życie! Chcę cię znów za to wynagrodzić. Postanowiłem więc, abyś została żoną mego siostrzeńca. Dam wam bogactwa wszelkie, gdyż mam ich pod dostatkiem.
– Wuju! – rzekł Seffal. – Taniec Morgany i jej mądrość tak mnie oczarowały, że będę szczęśliwy, jeśli Morgana zgodzi się zostać moją żoną.
Morgana zgodziła się i nazajutrz odbyło się huczne wesele.
Po weselu Ali-Baba poszedł do Sezamu, aby dla Seffala i Morgany przynieść dwa worki dukatów, dwa worki brylantów i dwa worki turkusów. Długo Ali-Baba nie był już w Sezamie, gdyż bał się zbójców. Teraz, po śmierci trzydziestu siedmiu zbójców i trzydziestego ósmego – Hussena, śmielej mógł wejść do zaklętej jaskini. Dwóch bowiem tylko zbójców brakowało do liczby czterdziestu. Właśnie głowy dwóch brakujących zbójców Ali-Baba ujrzał w Sezamie. Odtąd więc mógł swobodnie odwiedzać Sezam i czerpać zeń skarby niezliczone.
Morgana i Seffal żyli szczęśliwie i wesoło.
Бесплатно
Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно
О проекте
О подписке