Читать бесплатно книгу «Zaginiona» Блейка Пирс полностью онлайн — MyBook

ROZDZIAŁ 7

Bill znalazł się w morzu niebieskich oczu, z których ani jedna para nie była prawdziwa. Nie miewał raczej koszmarów związanych ze sprawami, które prowadził, i teraz też o tym nie śnił. Ale nie opuszczało go takie właśnie wrażenie. Stojąc pośrodku sklepu z lalkami, widział niebieskie oczy wszędzie, wszystkie szeroko otwarte, błyszczące i czujne.

Rubinowoczerwone usta lalek, w większości uśmiechnięte, też budziły niepokój. Podobnie jak pieczołowicie uczesane sztuczne włosy, sztywne i nieruchome. Patrząc na te wszystkie szczegóły, Bill zastanawiał się, jak to możliwe, że nie domyślił się intencji zabójcy, żeby jak najbardziej upodobnić ofiary do lalek. Dopiero Riley na to wpadła.

Dzięki Bogu, że wróciła!, pomyślał.

Mimo wszystko nie mógł przestać się o nią martwić. Był zadziwiony jej świetną robotą tam, w parku Mosby’ego. Ale potem, kiedy odwoził ją do domu, zdawała się wykończona i zniechęcona. W drodze powrotnej niemal nie odezwała się do niego słowem. Może to było dla niej za dużo?

Mimo wszystko żałował, że Riley nie ma teraz przy nim. Zdecydowała, że lepiej będzie, jeśli się rozdzielą, żeby szybciej zbadać więcej wątków. Nie mógł się z tym nie zgodzić. Zaproponowała, żeby on zajął się okolicznymi sklepami z zabawkami, podczas gdy ona pojedzie ponownie na miejsce zbrodni, które badali sześć miesięcy temu.

Bill rozejrzał się, przytłoczony widokiem, i zastanowił, co w tym sklepie wywnioskowałaby Riley. Ze wszystkich, które dzisiaj odwiedził, ten był najbardziej elegancki. Usytuowany na przedmieściach Waszyngtonu, gdzie prawdopodobnie przyjeżdżało wielu klientów z klasą z bogatych hrabstw północnej Wirginii.

Chodził po sklepie i patrzył. Wpadła mu w oko mała lalka. Jej mocno uniesione kąciki ust i blada cera przypominały ostatnią ofiarę. Wprawdzie była w pełni ubrana, w różową sukienkę z bogatą koronką przy kołnierzyku, mankietach i obszyciach, siedziała jednak w niepokojąco podobnej pozycji.

– Myślę, że szukasz w nieodpowiednim dziale – usłyszał znienacka z prawej strony.

Odwrócił się i zobaczył korpulentną niewysoką kobietę o ciepłym uśmiechu. Miała w sobie coś, co kazało mu sądzić, że jest tutaj szefową.

– Dlaczego tak twierdzisz? – zapytał.

Kobieta zachichotała.

– Bo nie masz córek. Potrafię rozpoznać na kilometr mężczyznę, który nie ma córki. Nie pytaj mnie jak. To chyba rodzaj instynktu.

Jej intuicja zrobiła na zaskoczonym Billu ogromne wrażenie.

Kobieta wyciągnęła rękę.

– Ruth Behnke – przedstawiła się.

Bill uścisnął jej dłoń.

– Bill Jeffreys. Zgaduję, że jesteś właścicielką.

Zachichotała ponownie.

– Widzę, że też masz instynkt. Miło cię poznać. Ale synów masz, prawda? Trzech, jak zgaduję.

Bill się uśmiechnął. Intuicja była porażająca. Ta kobieta i Riley świetnie by się dogadywały, pomyślał.

– Dwóch – odparł. – Ale byłaś blisko.

Roześmiała się.

– W jakim wieku? – Chciała wiedzieć.

– Osiem i dziesięć lat.

Rozejrzała się po sklepie.

– Nie sądzę, żebym znalazła tu dla nich dużo rzeczy. Chociaż właściwie mam kilka całkiem ciekawych żołnierzyków w następnym rzędzie. Ale to nie jest to, co lubią teraz chłopaki, prawda? Teraz wszyscy chcą mieć gry wideo. W dodatku z przemocą.

– Obawiam się, że masz rację.

Rzuciła Billowi krytyczne spojrzenie.

– Nie przyszedłeś tutaj, żeby kupić lalkę, prawda? – zapytała.

Uśmiechnął się i potrząsnął głową.

– Dobra jesteś – odparł.

– To może jesteś gliną?

Bill zaśmiał się cicho i wyjął odznakę.

– Nie do końca, ale blisko.

– O matko! – powiedziała przejęta. – Czego FBI szuka w moim sklepie? Jestem na jakiejś liście?

– W pewnym sensie – powiedział Bill. – Ale nie masz się czym martwić. Twój sklep pojawił się w wynikach wyszukiwania okolicznych sklepów z zabytkowymi i kolekcjonerskimi lalkami.

Tak naprawdę nie miał pojęcia, czego dokładnie szukać. Riley poradziła mu, żeby sprawdził kilka miejsc tego typu, zakładając, że zabójca mógł w nich bywać lub przynajmniej odwiedzać je od czasu do czasu. Czego dokładnie oczekiwała, nie wiedział. Czy spodziewała się, że zabójca tam będzie? Albo że któryś z pracowników miał z nim styczność?

Wątpliwe. Nawet jeśli, to mało prawdopodobne, żeby zobaczył w nim mordercę. Prawdopodobnie wszyscy mężczyźni, którzy tu przychodzili – o ile przychodzili – byli dziwakami.

Riley chciała raczej, żeby wczuł się w sposób myślenia zabójcy, w jego sposób widzenia świata.

Będzie zawiedziona, pomyślał Bill. Ja po prostu nie mam ani takiej intuicji, jak ona, ani talentu do identyfikowania się z mordercą.

Wydawało mu się, że ona szuka punktu zaczepienia. Na terenie, który przeczesywali, znajdowały się tuziny sklepów z zabawkami. Lepiej by było, stwierdził, gdyby technicy kryminalni nadal skupiali się na producentach lalek. Choć jak do tej pory bez efektu.

– Zapytałabym, co to za sprawa – zagadnęła Ruth. – Ale raczej nie powinnam.

– Nie – odparł Bill. – Raczej nie powinnaś.

Nie żeby sprawa była tajemnicą. Nie po tym, jak ludzie senatora Newbrougha wydali na ten temat oświadczenie prasowe. Media pękały już w szwach od tych wiadomości. W FBI jak zwykle urywały się telefony z błędnymi wskazówkami, a internet aż huczał od dziwacznych teorii. Wszystko to zaczynało być nieznośne.

Tylko po co o tym mówić tej kobiecie? Wydawała się miła, a jej sklep tak czysty i niewinny, że Bill nie chciał denerwować jej czymś tak mrocznym i szokującym jak seryjny morderca z obsesją na punkcie lalek.

Była jednak rzecz, o którą musiał zapytać.

– Powiedz mi… – zaczął. – Ilu z twoich klientów to osoby dorosłe? Mam na myśli dorosłych bez dzieci.

– Och, to zdecydowanie większość moich klientów. Kolekcjonerzy.

Bill był zaintrygowany. Nigdy by na to nie wpadł.

– Jak sądzisz, dlaczego oni zbierają lalki?

Kobieta obdarzyła go dziwnie chłodnym uśmiechem.

– Bo ludzie umierają, Billu Jeffreysie – odparła łagodnie.

Teraz Bill zdumiał się naprawdę.

– Słucham?

– Kiedy się starzejemy, tracimy ludzi. Przyjaciele i bliscy umierają. Czujemy żal. A lalki zatrzymują dla nas czas. Pomagają zapomnieć o stracie. Dają ukojenie i pocieszenie. Rozejrzyj się tylko. Są tu lalki, które mają ponad sto lat, i takie prawie nowe. W niektórych przypadkach nie da się ich rozróżnić. Są wiecznie młode.

Bill rozejrzał się wokół i poczuł nieswojo pod spojrzeniem tych wszystkich wpatrzonych w niego stuletnich zabawek. Zastanawiał się, ilu ludzi przeżyły. Czego były świadkami? Miłości, złości, nienawiści, przemocy? A jednak wciąż gapiły się tym samym pustym wzrokiem.

Nie rozumiał ich.

Ludzie powinni się starzeć, pomyślał. Wziąwszy pod uwagę całe to panujące na świecie zło i strach, powinni robić się starzy, pomarszczeni i siwi. Jak on. Jeśli pomyśleć o wszystkim, co widziałem, byłoby grzechem wciąż wyglądać tak samo, stwierdził. Miejsca zbrodni zapuściły w nim korzenie i sprawiły, że nie chciał już pozostawać młody.

– One także nie są żywe – powiedział w końcu.

Uśmiech kobiety zmienił się w słodko-gorzki, niemal współczujący.

– Czy aby na pewno, Billu? Większość moich klientów by się z tobą nie zgodziła. Ja chyba też nie.

Zapadła niezręczna cisza, którą przerwał chichot właścicielki. Ruth podała Billowi kolorową broszurę pełną zdjęć.

– Tak się składa, że wybieram się wkrótce na targi do Waszyngtonu. Może też chcesz pojechać? Kto wie, czy nie znajdziesz tam jakiejś wskazówki dotyczącej tego, czego szukasz.

Bill podziękował i wyszedł ze sklepu, wdzięczny za informację o targach. Liczył, że Riley będzie mu towarzyszyć. Pamiętał, że tego popołudnia miała przesłuchać senatora Newbrougha i jego żonę. Było to ważne spotkanie, nie tylko dlatego, że senator mógł dostarczyć cennych informacji, ale również ze względów prestiżowych. Przez tego człowieka całe FBI siedziało jak na szpilkach. Riley była idealnym agentem do przekonania go, że biuro robi wszystko, co w jego mocy.

Tylko czy rzeczywiście tam pojedzie?, zastanawiał się Bill.

Dziwaczny był ten brak pewności. Jeszcze sześć miesięcy temu Riley była jedyną pewna rzeczą w jego życiu. Ufał jej bezgranicznie. Jednak jej stan psychiczny, wyraźnie nie najlepszy, go martwił.

Co więcej, Bill tęsknił za Riley. Jej zdumiewająco bystry umysł był potrzebny przy takiej sprawie, jak ta. A ostatnie sześć tygodni uświadomiło mu również, że potrzebuje jej przyjaźni.

A może, w głębi duszy, czegoś więcej?

ROZDZIAŁ 8

Riley podążała dwupasmową autostradą, popijając napój energetyczny. Był słoneczny ciepły poranek. Przez opuszczone szyby wpadał świeży zapach siana. W dolinie między dwoma pasmami wzgórz widziała upstrzone bydłem niewielkie pastwiska.

Podobało jej się tutaj.

Nie przyjechałam tu, żeby czuć się dobrze, napomniała się w duchu. Miała zadanie do wykonania.

Skręciła w wyjeżdżoną żwirową drogę i po minucie czy dwóch dotarła do skrzyżowania. Odbiła do parku narodowego, ujechała kawałek i zatrzymała auto na spadzistym poboczu.

Wysiadła i przeszła przez otwartą przestrzeń, aż do wysokiego rozłożystego dębu w północno-wschodnim rogu łąki.

To było to miejsce. To tutaj znaleziono dość niezdarnie wsparte o drzewo ciało Eileen Rogers. Byli tutaj z Billem sześć miesięcy temu. Riley zaczęła odtwarzać wszystko w pamięci.

Największą różnicą była pogoda. Wtedy był środek grudnia i bardzo zimno. Ziemię pokrywała cienka pierzynka śniegu.

Wróć!, nakazała sobie Riley. Wróć i to poczuj.

Wzięła kilka głębokich wdechów, aż wyobraziła sobie, że czuje tamto przeszywające powietrze wpadające do jej tchawicy. Niemal zobaczyła gęsty opar tworzący się na mrozie przy każdym wydechu.

Nagie ciało było zmarznięte na kamień. Trudno było określić, które z wielu ran na nim są śladami po nożu, a które pęknięciami i szczelinami wywołanymi lodowatym zimnem.

Riley odtworzyła ten obraz w głowie co do najmniejszego szczegółu. Peruka. Namalowany uśmiech. Przyszyte powieki. Sztuczna róża w śniegu między rozłożonymi nogami trupa.

Wizja była wystarczająco żywa. Teraz Riley musiała zrobić to samo, co wczoraj: wyobrazić sobie, co czuł morderca.

Po raz kolejny zamknęła oczy, rozluźniła się i osunęła w czeluść. Gdy wkraczała w umysł zabójcy, poczuła znajomy zawrót głowy. Chwilę później już była przy nim, w nim, i widziała dokładnie to, co widział on. I czuła to, co on czuł.

Jechał tutaj w nocy, bardzo niepewny. Obserwował nerwowo drogę, przejęty lodem pod kołami. Co jeśli straciłby kontrolę i wpadł do rowu? Miał w aucie trupa. Na pewno by go złapano. Musiał jechać ostrożnie. Liczył, że kolejne morderstwo pójdzie już łatwiej, tymczasem był roztrzęsiony.

Zatrzymał auto właśnie tutaj. Wywlókł na zewnątrz nagie już, zgadywała Riley, ciało kobiety. Usztywnione przez rigor mortis, czego nie przewidział. Sfrustrowało go to i zachwiało jego pewnością siebie. Co gorsza nie widział zbyt dobrze, co robił, nawet w świetle przednich reflektorów, które skierował na drzewo. Noc była zdecydowanie zbyt ciemna. Zapamiętał sobie, żeby następnym razem zrobić to za dnia. O ile będzie to możliwe.

Zaciągnął ciało pod drzewo i spróbował ułożyć je w pozie, którą sobie wyobraził. Nie szło mu zbyt dobrze. Głowa kobiety była przechylona na lewo i usztywniona przez rigor mortis. Szarpnął ją i przekręcił w lewo, pokonując stężenie pośmiertne. Ale nawet kiedy złamał kark, nie był w stanie ustawić jej tak, żeby ofiara patrzyła przed siebie.

I jak rozłożyć odpowiednio nogi? Jedna z nich była beznadziejnie skrzywiona. Nie pozostawało mu nic innego, jak wyjąć łyżkę do opon z bagażnika i złamać udo i rzepkę. A potem skręcić nogę na tyle, na ile się dało.

Nie był zadowolony z efektu.

Wreszcie obowiązkowa różowa wstążka wokół szyi kobiety, peruka i róża w śniegu. A potem sprawca wsiadł do auta i odjechał. Był zawiedziony i zniechęcony. I wystraszony. Czy mimo całej swojej niezdarności nie pozostawił po sobie żadnych śladów, które mogą go zgubić? Obsesyjnie odtwarzał w myślach każdy krok, ale nie miał pewności.

Wiedział, że następnym razem musi się poprawić. Obiecał to sobie.

Riley otworzyła oczy. Pozwoliła zabójcy się oddalić. Była z siebie zadowolona. Nie pozwoliła, by wizja poruszyła ją czy przytłoczyła. Dzięki niej zyskała cenną perspektywę. Zobaczyła, jak morderca doskonali swój warsztat.

Pragnęła jednak dowiedzieć się czegoś, czegokolwiek, o jego pierwszym zabójstwie. Miała stuprocentową pewność, że zabił już wcześniej. To morderstwo było dziełem praktykanta, a nie absolutnego nowicjusza.

Riley miała już odwrócić się i pójść w stronę auta, gdy jej uwagę przyciągnęło drzewo. Mały fragment czegoś żółtego wystawał w miejscu, w którym rozgałęział się pień. Tuż nad jej głową.

Obeszła dąb i spojrzała w górę.

– On tu wrócił! – jęknęła.

Przebiegł ją nagły dreszcz. Rozejrzała się nerwowo. Nikogo nie było w pobliżu.

Z gałęzi gapiła się na Riley naga lalka o blond włosach. Usadzona dokładnie tak, jak zabójca próbował usadzić ofiarę.

Nie mogła tam tkwić od dawna. Co najwyżej trzy, cztery dni. Nie przesunął jej jeszcze wiatr ani nie zmoczył deszcz. Morderca wrócił tutaj, kiedy przygotowywał się do zabójstwa Reby Frye. Podobnie jak Riley, żeby przeanalizować dotychczasowe działania. Żeby spojrzeć krytycznym okiem na swoje błędy.

Zrobiła zdjęcia telefonem. Zaraz je wyślę do biura, pomyślała.

Wiedziała, dlaczego zostawił tę lalkę.

Domyśliła się, że to przeprosiny za przeszłe niechlujstwo.

I również zapowiedź większej staranności na przyszłość.

1
...

Бесплатно

3.2 
(10 оценок)

Читать книгу: «Zaginiona»

Установите приложение, чтобы читать эту книгу бесплатно