Godzinę później w domu Riley zaroiło się od ludzi z odznakami lub w mundurach FBI. Uzbrojeni po zęby agenci federalni i grupa dowodowa pracowali ramię w ramię z miejscową policją.
– Włóż te kamyki z łóżka do torebki! – polecił komuś Craig Huang. – Trzeba zbadać, czy nie ma na nich odcisków palców albo śladów DNA.
Na początku Riley nie była zbyt zadowolona, że to Huang kieruje akcją. Był bardzo młody, a wcześniejsze doświadczenia ze współpracy z nim nie należały do najlepszych. Teraz jednak wydawał konkretne rozkazy i sprawnie zarządzał.
Huang się wyrabiał.
Ekipa dowodowa pracowała już, przeczesując dom centymetr po centymetrze i szukając odcisków palców. Inni agenci zniknęli w ciemnościach na zewnątrz, próbując odnaleźć ślady kół albo jakiekolwiek inne prowadzące do lasu. Kiedy już wszyscy mieli wyznaczone zadania, Huang zabrał Riley do kuchni. Usiedli razem przy stole. Dołączyła do nich roztrzęsiona April
– I co myślisz? – zapytał. – Jest szansa, że go znajdziemy?
Riley westchnęła z rezygnacją.
– Nie. Myślę, że zniknął stąd już dawno. Musiał tu być dużo wcześniej, jeszcze zanim przyjechałyśmy z April do domu.
W tej samej chwili w tylnych drzwiach stanęła agentka w kamizelce kuloodpornej. Miała ciemne włosy, ciemne oczy i ciemną cerę. I wyglądała jeszcze młodziej niż Huang.
– Agencie Huang, znalazłam coś – oznajmiła. – Drzwi tarasowe są porysowane. Wygląda jakby ktoś się włamał.
– Dobra robota, Vargas – odparł Huang. – No to wiemy, jak dostał się do środka. Czy możesz zostać na chwilę z Riley i jej córką?
Twarz młodej kobiety pojaśniała.
– Z przyjemnością.
Usiadła przy stole. Huang wyszedł z kuchni i dołączył do pozostałych.
– Agentko Paige, jestem María de la Luz Vargas Ramírez. – Dziewczyna uśmiechnęła się szeroko. – Wiem, nie da się tego powtórzyć. To meksykańskie nazwisko. Mówią na mnie Lucy Vargas.
– Cieszę się, że pani tu jest, agentko Vargas – powiedziała Riley.
– Proszę mi mówić Lucy.
Młoda kobieta zamilkła i przez chwilę wpatrywała się w Riley.
– Agentko Paige… – zaczęła. – Mam nadzieję, że nie pozwalam sobie na zbyt wiele, ale… To prawdziwy zaszczyt panią poznać. Podziwiam pani osiągnięcia, od kiedy zaczęłam szkolenie. Cały pani dorobek jest po prostu imponujący.
– Dziękuję.
Lucy uśmiechnęła się z podziwem.
– Chcę powiedzieć, że to, jak pani załatwiła sprawę z Petersonem… Cała ta historia robi ogromne wrażenie.
Riley potrząsnęła głową.
– Gdyby to wszystko było takie proste – westchnęła. – On nie zginął. To on się tutaj dziś włamał.
Lucy otworzyła szeroko oczy.
– Ale wszyscy mówią…
– Ktoś podejrzewał już wcześniej, że on żyje. Marie, ta kobieta, którą uratowałam. Była przekonana, że on ją wciąż prześladuje. Ona…
Riley zamilkła. Powrócił ból na wspomnienie Marie wiszącej w jej własnej sypialni.
– Ona popełniła samobójstwo – dokończyła.
Lucy spojrzała, zaskoczona i przerażona jednocześnie.
– Tak mi przykro – bąknęła.
W tym momencie Riley dobiegło znajome wołanie.
– Riley? Wszystko dobrze?
Odwróciła się i w drzwiach kuchni zobaczyła Billa Jeffreysa. Wyglądał na zdenerwowanego. FBI musiało go powiadomić o zdarzeniu, więc przyjechał.
– Nic mi się nie stało, Bill – odparła. – April też nie.
Bill dołączył do Riley, April i Lucy. Lucy gapiła się na niego, najwyraźniej pozostając pod wrażeniem, że oto spotkała byłego partnera Riley, kolejną legendę FBI.
– W domu nikogo nie ma. – Huang wrócił do kuchni. – Na zewnątrz też nie. Moi ludzie zebrali wszystkie dowody, jakie mogli znaleźć. Mówią, że nie ma tego zbyt wiele. Zobaczymy, czy technicy w laboratorium zdołają coś znaleźć.
– Tego się obawiałam – powiedziała Riley.
– Chyba powinniśmy się już zbierać – odparł Huang i wyszedł do agentów, wydać im ostatnie polecenia.
– April, zostaniesz dziś na noc u taty. – Riley zwróciła się do córki.
Dziewczyna szeroko otworzyła oczy.
– Nie zostawię cię tutaj – zaprotestowała. – A już na pewno nie chcę jechać do taty.
– Musisz to zrobić. Tutaj nie będziesz bezpieczna.
– Ale mamo…
– April, jest wiele rzeczy, których ci nie powiedziałam o tym człowieku – ucięła Riley. – Strasznych rzeczy. U taty będziesz bezpieczniejsza. Odbiorę cię jutro po szkole.
Zanim April zdążyła się sprzeciwić, wtrąciła się Lucy.
– Twoja mama ma rację – powiedziała. – Uwierz mi. Albo potraktuj to jak rozkaz. Osobiście wybiorę dwóch agentów, którzy cię tam zawiozą. Agentko Paige, jeśli pani pozwoli, zadzwonię do pani byłego męża i poinformuję go o całej sprawie.
Choć zaskoczona propozycją, Riley była zadowolona. Lucy zdawała się doskonale rozumieć, że byłaby to niezbyt przyjemna rozmowa. Ryan prawdopodobnie przyjmie tę wiadomość dużo bardziej serio od jakiegokolwiek agenta niż od byłej żony. Co więcej, Lucy świetnie poradziła sobie z April.
Nie tylko zauważyła uszkodzony zamek, ale wykazała się także empatią. Tą bardzo cenioną u agentów z Wydziału Analizy Behawioralnej cechą, która aż nazbyt często zacierała się pod wpływem doświadczanego w pracy stresu.
To dobra kobieta, pomyślała Riley.
– Chodźmy. – Lucy spojrzała na April. – Zadzwonimy do twojego taty.
Dziewczyna rzuciła matce pełne złości spojrzenie. A jednak wstała od stołu i udała się z Lucy do salonu, by wykonać telefon.
Riley i Bill zostali przy kuchennym stole sami. Nawet jeśli Bill nie miał nic do roboty, jego obecność była jak najbardziej wskazana. Pracowali razem przez wiele lat i Riley od zawsze uważała, że są świetnie dopasowani. Obydwoje po czterdziestce, z ciemnymi, lekko siwiejącymi włosami. Obydwoje w pełni oddani pracy i oboje z problemami w małżeństwie. Mocno zbudowany Bill był temperamentnym facetem.
– To Peterson – powiedziała Riley. – Włamał się.
Bill milczał, nieprzekonany.
– Nie wierzysz mi? – zapytała. – Na moim łóżku były kamyki. Musiał je tam położyć. Nie ma innej możliwości.
Bill potrząsnął głową.
– Riley, nie wątpię, że ktoś się włamał – powiedział. – Tego sobie nie mogłaś wymyślić. Ale Peterson? Szczerze w to wątpię.
Riley poczuła, że ogarnia ją złość.
– Bill, posłuchaj mnie. Pewnej nocy dobiegł mnie jakiś hałas spod drzwi. Wyjrzałam i znalazłam tam kamyki. Marie słyszała, jak ktoś rzuca kamykami w okno jej sypialni. Któż inny mógłby to być?
– Riley, jesteś zmęczona. – Bill z westchnieniem pokręcił głową. – A kiedy człowiek jest przemęczony i coś sobie umyśli, gotów jest uwierzyć niemal we wszystko. To się może przytrafić każdemu.
Riley z trudem powstrzymywała łzy. Dawniej Bill polegał bezgranicznie na jej instynkcie. Ale wszystko się zmieniło. I wiedziała dlaczego. Kilka nocy wcześniej zadzwoniła do niego po pijaku i zasugerowała mu romans, bo ich do siebie ciągnie. To było idiotyczne, z czego doskonale zdawała sobie sprawę, więc od tamtej pory nie zajrzała ani razu do kieliszka. Mimo wszystko między nią a Billem nie było już jak kiedyś.
– Wiem, o co ci chodzi – powiedziała. – Wszystko przez ten głupi telefon. Przestałeś mi ufać.
Głos Billa zadrżał ze złości.
– Do diabła, Riley, próbuję tylko być realistą!
Zirytowana Riley westchnęła.
– Idź już.
– Ależ Riley…
– Możesz mi wierzyć albo nie. Twój wybór. Ale teraz chcę, żebyś sobie poszedł.
Bill, zrezygnowany, wstał od stołu i wyszedł.
Przez kuchenne drzwi Riley widziała, że niemal wszyscy opuścili już dom, włącznie z April.
Lucy wróciła do kuchni.
– Agent Huang zostawi tutaj kilku chłopców – powiedziała. – Będą obserwować dom z samochodu przez resztę nocy. Nie sądzę, że to dobry pomysł, by zostawiać panią tutaj samą. Chętnie zostanę.
Riley pomyślała przez chwilę. Tak naprawdę to, czego chciała – czego potrzebowała – to żeby ktoś jej uwierzył, że Peterson nie zginął. Wątpiła, że przekona do tego Lucy. Wszystko wyglądało beznadziejnie.
– Nic mi nie będzie.
Lucy przytaknęła i wyszła. Riley usłyszała ostatnich wychodzących agentów i odgłos zamykających się za nimi drzwi. Wstała i sprawdziła frontowe i tylne wyjścia. Jeśli ktoś będzie próbował się włamać, usłyszę hałas, stwierdziła.
Stanęła w salonie i rozejrzała się. Włączone wszędzie światła sprawiały, że dom wydał się jej dziwnie jasny.
Powinnam zgasić niektóre, pomyślała.
Ale kiedy wyciągnęła rękę w kierunku włącznika, jej palce zesztywniały. Nie mogła nic zrobić. Sparaliżował ją strach.
Peterson. Wiedziała, że po nią wróci.
Riley zawahała się przez moment, zanim weszła do budynku Wydziału Analizy Behawioralnej. Zastanawiała się, czy w ogóle jest gotowa z kimkolwiek zobaczyć się tego dnia. Nie spała przez całą noc i była wycieńczona. Przerażenie, które nie pozwalało jej zasnąć, wypompowywało z niej adrenalinę tak długo, aż nie została ani kropla. Teraz Riley czuła się pusta.
Wzięła głęboki oddech.
Jedyna droga wiedzie przez środek, pomyślała.
Zebrała się w sobie i wkroczyła w labirynt zabieganych agentów FBI, specjalistów i asystentów. Kiedy przemykała przez otwartą przestrzeń, znajome twarze wyglądały zza komputerów. Niektórzy się uśmiechali, inni unosili kciuki. Riley powoli zaczynała się cieszyć, że jednak przyszła. Potrzebowała rozweselenia.
– Dobra robota z tym Zabójcą Lalek – powiedział jeden z agentów.
Dopiero po kilku sekundach zrozumiała, co miał na myśli. A potem zdała sobie sprawę, że Zabójca Lalek musi być nową ksywką Dicka Monroe’a, psychopaty, którego dopiero co zabiła.
Pseudonim jak najbardziej pasował.
Riley zauważyła, że niektórzy patrzą na nią z troską. Z pewnością słyszeli o wydarzeniach ostatniej nocy w jej domu, kiedy cały zespół musiał pędzić na złamanie karku po nagłym telefonie. Pewnie myślą, że jestem niespełna rozumu, pokiwała głową. O ile było jej wiadomo, w wydziale nikt oprócz niej nie wierzył, że Peterson żyje.
Przystanęła przy biurku Sama Floresa, technika laboratoryjnego. Miał na nosie okulary w czarnych oprawkach i zawzięcie pracował przy komputerze.
– Jakie masz dla mnie wieści, Sam? – zapytała.
Oderwał wzrok od monitora i spojrzał.
О проекте
О подписке